Łesia Ukrainka to pseudonim twórczy poetki, która na Ukrainie otoczona jest absolutnym kultem. Na Wołyniu, gdzie się urodziła i spędziła dzieciństwo ten kult przechodzi czasem w fanatyzm. Pomniki, portrety, akademie ku czci, recytacja wierszy w rocznicę urodzin i śmierci - do tych form okazywania czci już się przyzwyczaiłam, ale ostatnio w sklepie z ludowymi wyszywanymi koszulami, znalazłam soroczkę z wyhaftowanym portretem Łesi...
W niedzielę za namową Mateusza - fanatyka życia i twórczości Larysy Kosacz-Kwitki, wybrałam się do Muzeum w Kołodiażnem, gdzie znajdował się dom rodzinny poetki.
Pani przewodniczka, która oprowadzała nas po muzeum, wzruszona naszą znajomością ukraińskiego i łesiologicznym zacięciem Mateusza, postanowiła opowiedzieć nam WSZYSTKO na temat biografii poetki, jej twórczości oraz wpływu tej twórczości na kulturę ukraińską jako taką (z uwzględnieniem aktualnej sytuacji politycznej). Oprowadzanie po 4 salach muzeum i dwóch budynkach ocalałych z dawnego majątku Kosaczów trwało grubo ponad dwie godziny, ale już po pierwszych 10 minutach dało się zauważyć, że pani Maria darzy bohaterkę swoich opowieści czystym uwielbieniem. Kiedy nieopatrznie odpowiedziałam twierdząco na pytanie czy interesują nas szczegóły powstawania tzw. intymnych liryków, usłyszeliśmy historię nieszczęśliwych miłości Łesi, przy czym wydawało mi się, że pani Maria ma większe pretensje do niewdzięcznych kochanków poetki, niż ona sama...
Z muzeum wyszłam z silnym przekonaniem, że w dziedzinie łesiologii niczym nie da się mnie już zaskoczyć. Natomiast Mateusz planuje już kolejną wyprawę, tym razem do Nowogrodu Wołyńskiego, gdzie znajduje się drugie z wołyńskich muzeów poświęconych Łesi...
Zdjęcia do dzisiejszego odcinka dzięki uprzejmości M.
ja i pani Maria |
Mateusz i spełnione marzenie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz