Po okresie świątecznym, gdy już każdy wypisał na drzwiach
wejściowych święconą kredą litery: K + M + B i pokropił święconą wodą wszystko,
co było do pokropienia (nie wiadomo, czy ksiądz przyjedzie po kolędzie) -
rozpoczynały się zapusty,
obecnie zwane z cudzoziemska karnawałem.
To czas zabaw tanecznych, kuligów i wesel, a także objadania się trochę na
zapas tak, aby można było łatwiej znieść okres Wielkiego Postu. - tak fenomen karnawału
opisuje Bolesław Szpryngiel w swoim
artykule poświęconym wołyńskim obyczajom i tradycjom.
Właśnie
wkroczyliśmy w ten wyjątkowy czas zabaw i radosnego świętowania. Cofnijmy się w
czasie, aby zobaczyć, jak wyglądało celebrowanie karnawału w przedwojennym
Łucku.
Karnawał lekarstwem na nudę.
W
obszernej analizie życia inteligencji polskiej na Wołyniu, Włodzimierz
Mędrzecki zauważa, że bale i przyjęcia karnawałowe były w okresie
dwudziestolecia międzywojennego najbardziej popularną formą rozrywki. Ich
wyjątkowe znaczenie w kalendarzu kulturalnym można zrozumieć, dopiero, gdy
zdamy sobie sprawę z kiepskiego poziomu rozrywek intelektualnych, jakie mieli
do dyspozycji mieszkańcy stolicy województwa wołyńskiego w okresie międzywojennym:
Do kina można było pójść od czasu do
czasu, do teatru, czy na koncert jeszcze rzadziej. Ciekawych odczytów było jak
na lekarstwo. Na co dzień pozostawały spacery w parku miejskim, odwiedziny
nielicznych eleganckich sklepów, wizyty w jednej z kilku cukierni lub
odwiedziny kawiarni. Nuda i marazm dokuczające na co dzień mieszkańcom dużego,
ale w wielu aspektach prowincjonalnego miasta, kończyła się wraz z nastaniem
karnawału. Karnawałowy „świat na opak” zakładający totalne przewartościowanie, zmianę hierarchii
społecznej oraz wszelkich panujących zasad, zmieszanie sfery sacrum i profanum, stawał się ratunkiem dla znudzonych szarą codziennością
mieszkańców Łucka.
Przedwojenne
bale karnawałowe miały swoją określoną formułę. Przebiegiem uroczystości
kierował wodzirej, który wyznaczał kolejność tańców i odpowiednie momenty na
przerwę. Wodzirej odpowiedzialny był również za organizację konkursów i zabaw
tanecznych, z których najbardziej popularną był tzw. kotylion. Na początku balu
tancerzom w drodze losowania rozdawane były kolorowe oznaki – kokardy, mini
ordery, itp., które należało przypiąć do piersi, a w trakcie trwania zabawy
bacznie poszukiwać osoby z identycznym kotylionem. Losowanie było oczywiście
często "ustawiane", aby połączyć określone pary.
Dokąd na bal?
Małgorzata
Ziemska w tekście poświęconym prezydentowi Łucka, Bolesławowi Zielińskiemu
pisze o balach odbywających się w powstałym za prezydentury Zielińskiego Domu
Stowarzyszeń Polskich: Po okresie zaborów
Polacy nie mieli żadnego domu, mieszkania czy lokalu, w którym mogłoby
ogniskować się życie organizacyjne. W listopadzie 1924 roku magistrat oddał do
użytku Dom Stowarzyszeń Polskich. Grupował on 27 Towarzystw Polskich. W budynku
znajdowała się wielka sala balowa, czytelnia, biblioteka, restauracja, a nawet
wystawa obrazów. Członkowie różnych Towarzystw i Związków znakomicie bawili się
w Domu Stowarzyszeń Polskich w czasie karnawału, a wszelki dochód z tych imprez
przeznaczano na cele dobroczynne.
Włodzimierz
Mędrzecki podkreśla, że za najlepsze uznawano bale organizowane przez jednostki
i garnizony wojskowe. Zapewniały one
obfitą kuchnię i wyszynk, dużą orkiestrę i towarzystwo. Wojskowi zapraszali na
swoje bale przedstawicieli władz i wybitne osobistości „z miasta”. Nie
mniej popularne były bale ziemiańskie.
„Targi matrymonialne”.
Karnawał
dawał zatem okazję do „pokazania się” na salonach i błyśnięcia w towarzystwie.
Panie inwestowały sporo w szyte na tę specjalną okazję suknie i odpowiednio
przygotowywane fryzury. Łuccy krawcy i fryzjerzy mieli pełne ręce roboty. Inwestycje
te wydają się zresztą całkiem racjonalnym wydatkiem, zwłaszcza w przypadku
niezamężnych kobiet, gdyż podczas przyjęć często zawiązywały się nowe
damsko-męskie znajomości. Jak czytamy u Kazimierza Schleyena, (który co prawda
charakteryzuje bale lwowskie, ale wydaje się, że w przypadku wołyńskich
działały podobne mechanizmy) Karnawał był
głównym okresem, a bale i zabawy głównym miejscem jarmarku małżeńskiego w
czasach, gdy zawarcie znajomości i wzajemne poznanie się było tak trudne. Czy
dobry tancerz był równie dobrym materiałem na męża oceniali rodzice i ciotki.
Fenomen owych „jarmarków małżeńskich” dawał z kolei pożywkę dla plotek,
pomówień i obyczajowych skandali, którymi miasto żyło przez kolejne tygodnie,
długo po zakończeniu karnawałowych hulanek.
Zabawy dla najmłodszych.
We
wspomnieniach Zbigniewa Komorskiego „Moje Wołyńskie dzieciństwo” czytamy, że karnawałowe
maskarady organizowano często w klubie rezerwistów: Na kolonii (chodzi o kolonię
urzędniczą-dzielnicę miasta) urządzano nam zabawy i
przedstawienia, natomiast rodzice mieli swoje zabawy i bale maskowe w klubie
rezerwistów. Na drugi dzień
ja z siostrą ubieraliśmy się w kostiumy; siostra w
kostium mamy - diabła, a ja w kostium taty – żyda.
Babcia uciekała z domu, widząc takie stwory.
Karnawał był również okresem wyczekiwanym przez dzieci. Bale
dla najmłodszych rozpoczynały tradycyjne zabawy choinkowe, organizowane przez
Polską Macierz Szkolną, Narodową Organizację Kobiet, itp. Często były to
imprezy o charakterze charytatywnym, na które zapraszano dzieci z sierocińców,
a także organizowano rozmaite kwesty na rzecz najbiedniejszych.
Nie
tylko maskarady.
Bale i maskarady to oczywiste formy świętowania karnawału. W
zapusty organizowano jednak na całym Wołyniu także inne rozrywki – kuligi,
wycieczki piesze i na nartach biegówkach, polowania. Często brały w nich udział
wołyńskie elity, o czym świadczą między innymi zachowane zdjęcia wojewody i
wojewodziny Józewskich korzystających z uroków wołyńskiej zimy, oraz
wspomnienia Józewskiego – zapalonego myśliwego o polowaniach w tamtejszych
lasach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz