środa, 9 lipca 2014

kolejne lato na Wołyniu - Pojezierze Szackie (na zachętę dla Doroty i Ewy)



Tuż przy granicy z Polską, w odległym zakątku Wołynia leży grupa trzydziestu malowniczych jezior, co roku przyciągająca tłumy spragnionych wypoczynku urlopowiczów. Pojezierze Szackie, mimo, że oddalone od centrum obłasti o prawie dwie godziny jazdy samochodem, jest najpopularniejszym celem wakacyjnych wyjazdów mieszkańców Łucka. Na pytanie o plany urlopowe od swoich znajomych słyszę najczęściej, że mają zamiar wybrać się „na Świtaź”, ewentualnie „na ozera”.  W rezultacie, w sezonie nad jeziorami jest tłoczno i głośno,  zdecydowanie polecam wybrać się w okolice Szacka wiosną lub jesienią.
Etymologia nazwy pojezierza odwołuje się do starosłowiańskiego słowaoszatnist”, które można tłumaczyć jako „piękno”. Miłośnicy tutejszej przyrody prześcigają się w barwnych porównaniach i metaforach, próbując oddać urok poleskich jezior. Najbardziej przypadło mi do gustu stwierdzenie, że z lotu ptaka okolice Szacka przypominają zielony kobierzec, na który ktoś rozsypał garść szafirów.
Pojezierze usytuowane jest w międzyrzeczu Prypeci i Bugu, co ciekawe, leży na wododziale dwóch mórz:  Bałtyckiego i Czarnego. Na początku XX wieku przekopano kanał między jeziorem Świtaź i Prypecią, łącząc w ten sposób zlewiska obu mórz. Przyroda chroniona jest tu za sprawą założonego w 1983 roku Szackiego Parku Narodowego. Osobliwością jest wysoka zawartość srebra w wodach jezior, co polepsza jej przejrzystość i czyni pojezierze atrakcyjnym dla miłośników nurkowania.
Największe spośród jezior – Świtaź, jest równocześnie najgłębszym (58,4 m) jeziorem w kraju i drugim co do wielkości, przez co bywa nazywane Ukraińskim Bajkałem. Mimo znacznej głębokości, latem temperatura wody na powierzchni dochodzi do 20 stopni. Czyste wody jeziora są naturalnym siedliskiem węgorzy, leszczy, okoni, szczupaków i sumów. W 2008 roku jezioro zostało wpisane na listę siedmiu przyrodniczych cudów Ukrainy. Wypoczynek nad najgłębszym jeziorem Ukrainy paradoksalnie jest ceniony zwłaszcza przez rodziny z małymi dziećmi. Dzięki specyficznej budowie, nawet ponad sto metrów od brzegu woda sięga dorosłemu najwyżej do pasa. Niestety, co za tym idzie, o pływaniu w Świtazi właściwie można zapomnieć.
Nad brzegiem jeziora, we wsi  Świtaź stoi cerkiew Świętych Piotra i Pawła. Została wybudowana w 1846 roku, z fundacji rodziny Branickich. W 2002 roku przy cerkwi zaczął działać skit (wspólnota mnichów, prowadzących bardziej surowy, niż w klasztorze tryb życia), który stopniowo przerodził się w monastyr. Architektura cerkwi nawiązuje do świątyń petersburskich, a zabudowania klasztorne i gospodarcze organizują przestrzeń wokół,  oddzielając strefę kultu od niedalekiej plaży. 



Na zachodnim brzegu jeziora wznoszą się tzw. Tatarskie Góry, które Mieczysław Orłowicz w swoim przewodniku po Wołyniu, wydanym w 1929 roku określił, jako „ogromne przestrzenie nagich piasków”. Dziś grupa wydm porośnięta jest gęsto lasem sosnowym.
Jeden z moich ulubionych współczesnych ukraińskich prozaików, Taras Prochaśko, który ma niesamowitą zdolność opisywania przyrody, w swojej najnowszej książce „W gazetach tego nie napiszą” stworzył piękny szkic z pojezierzem w roli głównej: Dojeżdżając do Jezior Pojezierza Szackiego, o których wiesz (choć masz wrażenie, jakby były w całkiem innej, odległej krainie – w najdalszym zakątku Wołynia), już z daleka starasz się wypatrzyć pierwsze oznaki ich bliskości. Zaczynasz się jej domyślać, gdy za Roztoczem powierzchnia się prostuje, pojawiają się lasy sosnowe i dębowe. (…) Droga stopniowo staje się węższa, widać po niej, że to koniec krainy, wciśniętej gdzieś między Polskę i Białoruś. Lasy obstępują wąską drogę. Pojedyncze drzewa są jakieś nie takie, bo to już Polesie. Domy znacznie mniejsze, wyraźnie biedniejsze, w starszych – drewniane okiennice (…) Bliżej jeziora ziemia niemal w całości składa się z piasku. Gdybym nie wiedział, że idę do jeziora, to byłbym zaskoczony niespodziewanym pojawieniem się takiej tafli wody w samym środku lasu. Inaczej, niż zieleń, powierzchnia jeziora w ciągu dnia zmienia swój kolor znacznie częściej i wyraźniej. Jeśli pamięta się wodę z rana, pod wieczór można jej nie rozpoznać. (tłum. Renata Rusnak).
Jeśli czytając te słowa nie zdecydowaliście się na odwiedzenie Szackich Jezior, może przekona Was fragment wiersza Liny Kostenko:
Я хочу на озеро Світязь,
в туман таємничних лісів.
Воно мені виникло звідкись,
у нього сто сот голосів.
Воно мені світить і світить,
таке воно в світі одне.

niedziela, 6 lipca 2014

Tarnopol - riwiera nad stawem

Zanim pierwszy raz trafiłam do Tarnopola, znałam go dobrze z piosenki grupy Braty Hadjukiny. Zasadniczo przekaz utworu jest taki, że to fajne miasto jest ;) Trudno kłócić się z tym określeniem. Mimo, że w przewodnikach piszą, że zabytków tu niewiele, to w Tarnopolu rzeczywiście można fajnie spędzić czas. Głównie za sprawą położonego w centrum miasta jeziora, zwanego Stawem. Można pływać po nim statkiem wycieczkowym, albo kajakiem, można dookoła jeździć rowerem, można spacerować i poczuć się trochę jak nad morzem - podobało mi się. Zresztą nie tylko mi, bo byłam w Tarnopolu ze znajomymi i ich dziećmi - zwiedzanie było dostosowane do potrzeb pięciolatków, priorytetem były lody, huśtawki, rowery i frytki - niczego nie zabrakło :)










piątek, 4 lipca 2014

tam, gdzie Ikwy srebrne wody płyną


 Jutro jadę do Krzemieńca, nie wiem po raz już który. Nie wiem ile grup krakowskich gimnazjalistów oprowadzałam po Muzeum Słowackiego, ile nauczycielek się wzruszyło, gdy im cytowałam tego, który "wielkim poetą był". Wciąż mnie coś na tą wołyńską prowincję ciągnie. Zatem pojadę jutro sprawdzić, czy nie zmieniła się panorama ze szczytu  Góry Bony.

Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone
Będą ci całe poemata składać.
Ja bym to samo powiedział, co one,
Bo ja się od nauczyłem gadać:
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną,
Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.