środa, 11 listopada 2015
niedziela, 1 listopada 2015
wtorek, 27 października 2015
spoza Wołynia - Roztocze
Na Wołyń wracam przez Szczebrzeszyn. Piękne to okolice o każdej porze roku, ale jesienią szczególnie.
poniedziałek, 28 września 2015
wtorek, 25 sierpnia 2015
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Wyreżyserować siebie – niezwykłe losy Michała Waszyńskiego
Reżyser kilkudziesięciu filmów,
ekscentryk i skandalista, rekin show-biznesu, któremu karierę zawdzięczają
między innymi Audrey Hepburn i Sophia Loren - przyszedł na świat w Kowlu.
Barwna biografia Michała
Waszyńskiego, nasycona niewiarygodnymi zwrotami akcji, aż prosi się o
ekranizację. Historia życia ekscentrycznego reżysera zafascynowała Elwirę
Niewierę i Piotra Rosołowskiego, którzy w lipcu tego roku przyjechali na Wołyń,
by zbierać materiały do filmu dokumentalnego, opartego na losach Waszyńskiego.
Kiedy 29 września 1904 roku, w
chasydzkiej rodzinie kowala Waksa na świat przychodzi mały chłopiec, jego
rodzice wróżą mu prędzej karierę miejscowego rzemieślnika, niż europejskiej
sławy scenarzysty, montażysty i reżysera. Mosze Waks dorasta w Kowlu, jako
chłopiec uczęszcza do miejscowego chederu, następnie do jesziwy. Tu zdobywa
opinię utalentowanego, lecz krnąbrnego ucznia. Ostatecznie zostaje ze szkoły
wyrzucony, po awanturze, którą wywołuje, dopytując nauczyciela o źródło
pochodzenia diabłów. Biorąc pod uwagę dalsze losy Waszyńskiego, prowokatorem
pozostał do końca życia.
Z Kowla Mosze Waks wyjeżdża na zawsze w wieku piętnastu lat. Odtąd, niczym kameleon będzie zmieniał tożsamość, w zależności od okoliczności. Pierwsza metamorfoza zakłada zmianę nazwiska na polskobrzmiące. Do Warszawy w 1922 roku trafia zatem nie Mosze Waks, syn handlarki drobiu, lecz Michał Waszyński, adept sztuki filmowej. Tu zaczyna się typowa historia „od zera do bohatera”, początkowo goniec i chłopiec na posyłki, stopniowo otrzymuje coraz poważniejsze zlecenia, by po kilku latach asystować najwybitniejszym twórcom kina. W 1929 sam debiutuje jako reżyser, a wkrótce zdobywa miano króla polskiego przemysłu filmowego. Tworzy filmy w tempie ekspresowym, recenzenci zarzucają im schematyzm, reżyserowi zaś amatorszczyznę, publiczność ma jednak inne zdanie. Hity takie, jak: Włóczęgi, Znachor, Jaśnie pan szofer, biją rekordy popularności. Najwybitniejszym dziełem Waszyńskiego, uznanym przez krytykę za perełkę w dorobku reżysera, jest nakręcony w 1937 roku, na podstawie dramatu Szymona An-skiego Dybuk.
Z Kowla Mosze Waks wyjeżdża na zawsze w wieku piętnastu lat. Odtąd, niczym kameleon będzie zmieniał tożsamość, w zależności od okoliczności. Pierwsza metamorfoza zakłada zmianę nazwiska na polskobrzmiące. Do Warszawy w 1922 roku trafia zatem nie Mosze Waks, syn handlarki drobiu, lecz Michał Waszyński, adept sztuki filmowej. Tu zaczyna się typowa historia „od zera do bohatera”, początkowo goniec i chłopiec na posyłki, stopniowo otrzymuje coraz poważniejsze zlecenia, by po kilku latach asystować najwybitniejszym twórcom kina. W 1929 sam debiutuje jako reżyser, a wkrótce zdobywa miano króla polskiego przemysłu filmowego. Tworzy filmy w tempie ekspresowym, recenzenci zarzucają im schematyzm, reżyserowi zaś amatorszczyznę, publiczność ma jednak inne zdanie. Hity takie, jak: Włóczęgi, Znachor, Jaśnie pan szofer, biją rekordy popularności. Najwybitniejszym dziełem Waszyńskiego, uznanym przez krytykę za perełkę w dorobku reżysera, jest nakręcony w 1937 roku, na podstawie dramatu Szymona An-skiego Dybuk.
Dziś Dybuk - mistyczna opowieść o miłości Chonena, ubogiego studenta
Talmudu, i Lei, córki bogatego Żyda Sendera, ukazana na tle chasydzkiej
obrzędowości, uważany jest za najwybitniejszy film żydowski wyprodukowany w
Polsce. W filmie pobrzmiewają echa lat spędzonych w Kowlu, gdzie jako dziecko reżyser
chłonął chasydzki folklor i tradycje.. Po sukcesie filmu, reżyser prowadzić
będzie przewrotną grę, czasem przyznając się do swojego żydowskiego pochodzenia,
innym zaś razem podając się za katolika i polskiego arystokratę.
Wojna wybucha, jak zawsze, nieoczekiwanie.
Waszyńskiego zastaje we Lwowie, skąd trafia na Syberię. Po
zaciągnięciu się do Armii Andersa, zostaje w 1942
szefem Sekcji Filmowej Wojskowego Biura
Propagandy i Oświaty Armii Polskiej w ZSRR. Dokumentuje szlak bojowy II Korpusu, tworzy
zapis filmowy bitwy pod Monte Cassino.
Po wojnie zostaje we Włoszech.
Jest zdeklarowanym homoseksualistą, co nie przeszkadza mu ożenić się z bogatą
rzymską arystokratką, hrabiną Tarantini. Podstarzała małżonka wkrótce umiera,
pozostawiając Waszyńskiemu ogromny spadek. Samuel Blumenfeld, w biografii
Waszyńskiego Człowiek, który chciał być księciem, sporo miejsca poświęca zamiłowaniu reżysera do luksusu. Pałac w
Rzymie, biały cadillac ze złotymi klamkami, ubrania od znanych projektantów - były
znakiem rozpoznawczym „księcia”. Początkowo w Rzymie, później także w Madrycie
powstają kolejne produkcje, firmowane nazwiskiem Waszyńskiego. Podejmuje on wspólne
projekty z najwyższej klasy reżyserami, m. in. z Orsonem Wellesem. Odkrywa dla
świata filmu Audrey Hepburn, wybierając ją do głównej roli w Rzymskich
Wakacjach Williama Wylera. Sofię Sicilione, wyłuskuje z tłumu statystek do Quo
Vadis Mervyna LeRoya, wkrótce zyska sławę jako Sofia Loren.
Waszyński współpracuje z wieloma znanymi studiami filmowymi, w tym z Bronston
Productions, stanowiącym w latach powojennych filię Hollywood w Europie. Jako
bożyszcze rzymskiej arystokracji, zyskuje wkrótce przychylność Watykanu i
błogosławieństwo na stworzenie wielkich produkcji kostiumowych o tematyce biblijnej.
W 1964 roku w Rzymie, nad
talerzem trufli umiera na zawał serca największy mistyfikator, snob i fantasta
swoich czasów. Śmierć godna księcia, za którego przez większą część życia się
podawał. Czy niespokojny duch Mosze Waksa zaznał spokoju po śmierci? Czy, tak
jak za życia, ucieka od prawdy o sobie, przybierając wciąż nowe maski? Może
niesiony tęsknotą i wyrzutami sumienia dryfuje gdzieś nad Kowlem, którego
wyparł się za życia?
poniedziałek, 29 czerwca 2015
niedziela, 21 czerwca 2015
poniedziałek, 8 czerwca 2015
niedziela, 7 czerwca 2015
wtorek, 19 maja 2015
Lina
Pięć lat studiów, dwa lata na Ukrainie i wciąż źle akcentuję niektóre ukraińskie słowa. Podobno pomaga poezja. Nadijka pokazała mi ostatnio wiersz Liny Kostenko, który trochę mi przypomina "List do ludożerców" Różewicza.
środa, 13 maja 2015
sobota, 9 maja 2015
"dramat, sielanka i modlitwa" - Łuck okiem Bolesława Prusa
Tegorocznym maturzystom przyszło
zmierzyć się z analizą powieści-legendy. „Lalka” niezmiennie wywołuje silne
emocje wśród kolejnych pokoleń uczniów polskich szkół. Jedni narzekają na
anachronizm i przydługie opisy, inni zachwycają się kunsztem autora. Jedno jest
pewne, pisząc „Lalkę”, Aleksander Głowacki, znany pod pseudonimem Bolesław Prus,
wybudował sobie pomnik.
Warto, przy okazji maturalnego
zamieszania wokół postaci pisarza przypomnieć, że z pochodzenia był on
Wołyniakiem. Mało kto zdaje sobie z tego faktu sprawę, gdyż podręczniki i
słowniki literackie, jako jego miejsce urodzin podają Hrubieszów. Prus kojarzy
się oczywiście także z innymi miejscowościami, które opisywał w swoich utworach
– Lublinem, Kielcami, Warszawą, Nałęczowem, nie koniecznie zaś, z Wołyniem.
Tymczasem, przemierzając popularną trasę międzynarodową, na odcinku
Kowel-Dorohusk, uważny podróżny dostrzeże w okolicach zjazdu na Luboml
kierunkowskaz, wskazujący drogę do „Dębu Prusa”. W pobliskim Maszowie znajdował
się niegdyś majątek, należący do rodziców pisarza – Antoniego i Apolonii Głowackich. Podobno, do późnej
starości mieszkała tu także babcia pisarza – Marianna Głowacka.
Sprawę domniemanego wołyńskiego pochodzenia Bolesława Prusa
postanowiła wyjaśnić redakcja czasopisma „Ziemia Wołyńska”. W szóstym numerze
pisma, które ukazało się w czerwcu 1939 roku, znajdujemy szereg informacji na
ten temat. Zbigniew Rewski opisuje na łamach „Ziemi Wołyńskiej” swoją wyprawę do
Maszowa i spotkanie z Emilią Werbówną, miejscową nauczycielką, która okazała
się być „miejscowym duchem opiekuńczym pamięci po Aleksandrze Głowackim”. Rewskiemu udaje się ustalić miejsce,
w którym do 1910 roku stał dwór Głowackich, nazywane przez mieszkańców wsi
Głowatczyzną. Na miejscu nie zastał nic, prócz dwóch starych grusz, oraz trzech
potężnych dębów. Jak wyjaśniła nauczycielka, dwór popadł w ruinę po tym jak
„panicz” wyjechał do Warszawy, oddając majątek w arendę.
„Ziemia Wołyńska” drukuje także
tekst samej Emilii Werbówny, która powołując się na świadectwa najstarszych
mieszkańców wsi, oraz podręcznik historii literatury autorstwa Króla i
Nitowskiego, dowodzi, iż pisarz rzeczywiście przyszedł na świat w Maszowie. O
szczerej chęci rozpropagowania wiedzy o wołyńskim pochodzeniu Prusa świadczy
zakończenie artykułu, w którym autorka zauważa: cicha wioska Maszów w powiecie lubomelskim na Wołyniu powinna stanąć w
rzędzie pamiątkowych i drogich miejsc nie tylko Wołyniakom, ale i całej Polsce
na wzór Żelazowej Woli, Zaosia czy Zułowa.
Na początku XX wieku Bolesław
Prus udał się na Wołyń w interesach. Wyjazd zaowocował esejem „Notatki
Wołyńskie” opublikowanym w 1910 roku na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”. Tekst
zawiera nie tylko opisy odwiedzonych miejscowości (Kowel i Łuck), ale też
analizę stosunków społecznych i stanu gospodarki regionu. Poniżej kilka
ciekawych spostrzeżeń o Wołyniu autorstwa Bolesława Prusa:
O narodowościowym tyglu:
Wołyń, gdzie obok przeważnej większości Małorusinów, mieszkają Żydzi,
Polacy, Niemcy, Czesi i garsteczka Wielkorosyan, przypomina butelkę, do której
nalałby kto merkuriuszu, wody i oliwy. Gdy płyny spokojnie leżą obok siebie -
nie łączą się; gdy zaś kto potrząśnie butelkę – wywoła chaos, ale nigdy nie stworzy
jednego płynu: oliwa nie stanie się wodą, ani woda merkuriuszem.
O Polakach na Wołyniu
W Łucku mieszka Polaków przeszło 1200, w powiecie prawie 24 000;
jest wiec ich za mało, ażeby okolice można było nazywać polskiemi, lecz jest
tylu, ze mogliby żyć wygodnie, doskonalić się i zdobywać szacunek u obcych (…)
polska praca w Łuckiem stoi nie zbyt świetnie. Handlem zajmują się Żydzi,
rękodziełem też Żydzi, zaś Polacy jeżeli odznaczają się to chyba w produkowaniu
materiałów pokarmowych (pieczywo, wędliny) (…) W rolnictwie także nie Polacy są
najlepszymi pracownikami, ale Niemcy i Czesi.
O Łucku:
Plan Łucka, jeśli nie zawodzi mnie wyobraźnia, przypomina liść z długim
i pogiętym ogonkiem. Ogonek tworzy ulica, łącząca dworzec kolejowy z miastem;
zaś funkcyę liścia spełnia Stare Miasto, zbudowane na wzgórzu i oblane rzeką Styrem.
Stare Miasto, gdzie wznosi się kościół
katolicki, szkoła rządowa, poczta, szczątki zamku, więzienie i grupa dworków,
posiada nienajgorszy bruk, chodniki zdaje się, betonowe i wygląda dosyć czysto.
Świeżego powietrza nie powinno tu braknąć, ze względu na obfitość ogrodów,
przeważnie owocowych. Ten prowincjonalny wygląd nie przeszkadza Łuckowi
posiadać oświetlenia elektrycznego; choć nie wiem, czy gazowe nie byłoby
korzystniejsze.
Nieskończenie długą ulicą jechaliśmy do najstarszej dzielnicy Łucka.
Minęliśmy most, potem trochę pod górę między dwoma rzędami sklepów, potem
skręciliśmy i nagle ujrzałem obraz niecodzienny. Na prawo ogromny biały
kościół, przy nim wielki plac; na lewo, gdzieś w głębi, wysoka czerwona baszta
i mury zamku, w którym niegdyś Witold przyjmował Jagiełłę, cesarza Zygmunta,
wielkiego księcia moskiewskiego i króla duńskiego. A nareszcie między zamkiem i
placem gromada ładnych domków parterowych z ogrodami. Słowem na niewielkiej
przestrzeni – dramat, sielanka i modlitwa.
Elektroniczne wydanie „Ziemi Wołyńskiej” i „Tygodnika
Ilustrowanego” można znaleźć pod adresem:
piątek, 8 maja 2015
Bolesław o Wołyniu
Niedawno odbył się w Łucku pierwszy 'festywal wulycznoj jiżi', czyli jedzenia pod chmurką. Wzbudził sporo kontrowersji, że nie wypada ucztować, gdy na wschodzie trwają walki. Tymczasem, dowiedziałam się ostatnio o domniemanych wołyńskich korzeniach Bolesława Prusa. Ów popełnił niegdyś "Notatki Wołyńskie" z ktróych niżej fragment kulinarny -
niedziela, 3 maja 2015
czwartek, 30 kwietnia 2015
kwiecie ń
niedziela, 29 marca 2015
Nie tylko święty Mikołaj - kilka słów o herbie Łucka
Każdy mieszkaniec Łucka, zapytany
o to, czyj wizerunek widnieje w herbie miasta, bez wahania odpowie, że jest na
nim umieszczona podobizna świętego Mikołaja. Rzeczywiście, biskup Miry patronuje stolicy Wołynia od dłuższego czasu,
ale czy to jedyny znany symbol Łucka?
Aktualny herb został zatwierdzony
decyzją Łuckiej Rady Miejskiej z 23 sierpnia 2007 roku. Przedstawia on, jak
czytamy na stronie władz miejskich, srebrną postać świętego Mikołaja w pełnym
stroju biskupim, boso, na złotym polu. W prawej dłoni święty trzyma pastorał w kształcie
krzyża, w lewej otwartą księgę.
Ten wizerunek, który dziś zdobi
budynki miejscowej administracji i jest rozpoznawalny przez większość
mieszkańców Łucka, jeszcze osiem lat temu wyglądał nieco inaczej. W poprzedniej
wersji herbu wizerunek świętego Mikołaja umieszczono na dwubarwnej niebiesko-żółtej
tarczy. Święty stoi na obłoku i ukazany jest w scenie widzenia. U stóp postaci
na żółtym tle znajduje się stylizowane wyobrażenie łuckiego zamku. Biskupa
spoglądającego z wysokości obłoków na Zamek Lubarta, nie do końca
odpowiadającego wymogom heraldyki, uznano za oficjalny symbol miasta w 1998
roku (dec. Rady Miejskiej z 29.01.1998).
Od końcówki lat 90-tych XX wieku
symboliczny patronat nad stolicą Wołynia, podobnie jak nad wieloma innymi
miastami – polskimi: Chrzanowem, Rabką, Mikołajowem, słowackimi: Liptowskim
Mikulaszem i Preszowem, sprawuje święty Mikołaj. Dlaczego właśnie ten święty
został umieszczony w herbie Łucka?
Na decyzji zaważyły z pewnością
przesłanki historyczne. Kult świętego był charakterystyczny dla Wołynia od
najdawniejszych czasów. Już w 1127 roku miał powstać w podłuckim Żydyczynie monastyr
świętego Mikołaja. Badający dzieje Łucka historycy odnaleźli pieczęcie miejskie
z wizerunkiem świętego, pochodzące z XVI wieku. Warto podkreślić, że zostały
one odnalezione w krakowskim Muzeum Czapskich, w wyniku poszukiwań dawnych
wzorów łuckiego herbu, podjętych przez miejskich urzędników w latach 30-tych XX
wieku. Rezultatem tych szeroko zakrojonych badań było też inne znalezisko,
świadczące o tym, że Mikołaj nie miał bynajmniej wyłączności na patronowanie
stolicy Wołynia. Otóż, jak dowiadujemy się z artykułu Tadeusza Świszczowskiego,
zamieszczonego w „Ziemi Wołyńskiej” (nr 1, styczeń 1939), niejaki mgr
Michniewicz odnaleźć miał we lwowskich archiwach szesnastowieczną łucką pieczęć ławniczą, przedstawiającą anioła
z krzyżem w dłoni. Dalsze badania doprowadziły naukowców do wniosku, że mają do
czynienia z wizerunkiem Archanioła Michała, który najprawdopodobniej figurował
na pieczęciach ławniczych i wójtowskich, podczas gdy Mikołaj zdobił pieczęcie
miejskie.
Okres rosyjskiego panowania na
Wołyniu przyniósł kolejne ciekawe zmiany w miejskiej heraldyce. Anatol Dublański pisze, komentując artykuł Świszczowskiego,
iż w rosyjskim dzienniku urzędowym z 1911 roku przedstawione zostały herby
miast wołyńskich. Wśród nich jako symbol Łucka figuruje tarcza, na dole której widnieje
rysunek murowanej wieży, ze stojącym na niej rycerzem średniowiecznym. Rycerz w
prawej ręce trzyma miecz pochylony do murów, w lewej, podniesionej do góry –
krzyż.
![]() |
tylko taką paskudną wersję znalazłam w internetach |
Trzy postaci męskie – św.
Mikołaj, Michał Archanioł i bezimienny rycerz nie wyczerpują jednak
skomplikowanego tematu łuckiej heraldyki. W rezultacie starań ówczesnej Rady
Miejskiej, 12 kwietnia 1907 r. gubernator wołyński zatwierdzić miał bowiem herb
Łucka, przedstawiający kobietę płynącą w łodzi, na tle dwóch wież zamkowych
nierównej wysokości i szerokości. W wyprostowanych rękach trzyma ona wieńce, na
głowie ma koronę. Etymologię tego enigmatycznego symbolu szczegółowo omawia w
swym opracowaniu Świszczowski:
Nikt dotychczas nie wyjaśnia powodu, z
jakiego umieszczono wieńce w rękach postaci stojącej na łodzi. Tłumaczenie
takie pojawia się jednak w związku z istniejącym do dnia dzisiejszego zwyczajem
kościelnym w katedrze łuckiej. Oto w pierwszą niedzielę lipca odprawiane jest w
katedrze nabożeństwo ku czci męczennika-rycerza św. Recesa. Relikwie świętego
przywiózł do Łucka z Rzymu ówczesny biskup Grochowski, dla uproszenia Boga
uchylenia klęski „morowego powietrza”, jaka dziesiątkowała ludność miasta. W
związku z nabożeństwem kapłan rozdaje dziewczętom małe zielone wianuszki na
pamiątkę dnia przywiezienia relikwii i ustania moru w Łucku.
W
1938 roku symbolika miejska po raz kolejny stała się powodem burzliwej dyskusji
wśród łuckich radnych i całej miejskiej społeczności. Ostatecznie Rada zwróciła
się do MSW o zatwierdzenie jako herbu Łucka wizerunku kobiety w łodzi. Decyzja
ta spotkała się z ostrą krytyką niektórych środowisk, o czym świadczyć może
ironiczny w tonie artykuł „Rady dla Rady” zamieszczony w „Głosie Wołynia”.
Autor sugeruje w nim radnym: załatwić
ostatecznie sprawę herbu miejskiego Łucka i wydać odpowiedni komunikat, gdyż
według ostatnich wersji herb ten przedstawia dziewicę w łodzi z podniesionymi
rękami, przy czym nie wiadomo dokładnie, z jakiego powodu ma ona podniesione
ręce (…). Pierwszą więc rzeczą byłoby opuszczenie jej rąk, bo nie przystoi mieć
w herbie tak lękliwej niewiasty.
Сo ciekawe, postać
panny z dwoma wiankami w rękach występuje we współczesnym herbie Torczyna,
którego mieszkańcy najwyraźniej nie przejmują się bojaźliwością swej patronki.
Powyższa
wycieczka wgłąb dziejów Łucka udowadnia, że za plecami świętego Mikołaja stoi
cały korowód interesujących postaci, które w różnych okresach historii
patronowały jego mieszkańcom, warto chronić je od mroków niepamięci.
sobota, 28 marca 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)